Przejdź do głównej treści
Koszyk

Twój koszyk jest pusty

Koszyk

Twój koszyk jest pusty

Janusz Stankiewicz

Gorath: Uderz pierwszy

Zamawiając tutaj, otrzymujesz książkę z dedykacją od autora.

Pierwszy tom 4-częściowego cyklu, w którym krew leje się często i gęsto, a podział na tych dobrych i tamtych złych nie istnieje. W każdym mieszają się dwie strony mocy.

Przejdź do pełnego opisu
Cena 44,00 zł
szt.
Dostępność:
duża ilość
Czas wysyłki: 3 dni
Cena 44,00 zł
szt.
Dostępność:
duża ilość
  • Autor Janusz Stankiewicz
  • Zawiera intrygę, przygodę, magię, gangsterski klimat
  • ISBN 978-83-971490-0-7
  • Data premiery 24/10/24
  • Liczba stron 336
Czas wysyłki: 3 dni

DARMOWA WYSYŁKA

dla zamówień powyżej 150 zł

Cena 44,00 zł
szt.
Dostępność:
duża ilość
Czas wysyłki: 3 dni

Opis

 

Patroni medialni

 

Opis


Gorath – ukrywający się przed prawem zabijaka i awanturnik, półork półczłowiek – wpada w ręce władz i dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma przeniknąć do organizacji płatnych zabójców – Nocnych Cieni, poznać ich strukturę, metody działania i przywódców, by w odpowiednim momencie wystawić ich siepaczom Władców. W zamian uzyska darowanie win i wolność.

By zdobyć zaufanie Cieni, Gorath musi stać się jednym z nich, a żeby poznać tajemniczych przywódców, musi zabijać sprawniej niż pozostali. Szybko przekonuje się, że nie jest to czysta robota, a podczas likwidacji celów giną też postronni. Zaczyna rozumieć, że nie można być zawodowym mordercą i nie staczać się coraz bardziej w mrok.

Nocne Cienie mają jednak własne metody na zapewnienie lojalności członków. Podczas Rytuału Przejścia Gorath otrzymuje mistyczny tatuaż. Musi się go pozbyć jak najszybciej, by móc wystąpić przeciw zabójcom. Upragniona wolność wymaga od Goratha ostrożnego lawirowania między Nocnymi Cieniami, ludźmi kontrolującej go Władczyni oraz jedną z kupieckich gildii. Jej zamorskie powiązania musi odkryć, aby opłacić pomoc elfów – bez nich zawsze będzie na czyjejś smyczy.

Gorath stara się podchodzić do misji na zimno, jednak wbrew sobie z niektórymi spośród Nocnych Cieni zaczyna go łączyć więcej niż znajomość i zdrada nie przyjdzie mu łatwo, zwłaszcza gdy odkryje, jakimi motywami kieruje się ich przywódca. Odtąd nie będzie już pewien, kto stoi po właściwej stronie oraz czy on którąkolwiek ze stron powinien wybrać.


Fragment:

Gorath dawno nie czuł takiej żądzy mordu jak w tej chwili. W centrum wciąż zamglonego spojrzenia widział Goslinga i tylko on go interesował. Młody książę cofnął się do samych schodów, otoczony przez spanikowanych kamratów, teraz nareszcie i na jego twarzy pojawił się strach. Jeszcze tylko kilka kroków i Gorath dopadnie go, tylko kilka kroków od śmierci.

Dowódca ochrony – ten gruby z blizną – wyrósł mu na drodze, ciął mieczem od ucha. Gorath sparował maczetą, związując ostrza, odsuwając jego miecz w bok i pchnął czubkiem szabli pod gardło. Stary żołnierz naparł do przodu, ale Gorath nie pozwolił mu się do końca nabić na głownię, cofnął rękę i zwinnie zanurkował pod grubym ramieniem. Wiedział, że rana i tak jest śmiertelna, nie chciał tracić czasu na przepychanki z ciężkim typem.

Mimo to stary ochroniarz zatrzymał go na tyle, by Gosling wraz z dwoma innymi uciekł po schodach. Gorath wbiegł za nimi, po trzy stopnie w górę. Nie myślał, by zostać, pomóc Moranie i Nyx, nie liczyło się nic, tylko śmierć jasnowłosego zwyrodnialca. Po schodach i przez drzwi prowadzące na zalany słońcem taras łączący się z murem. To stąd strzelali kusznicy. Na jego widok trzej młodzieńcy cofnęli się, w rękach ściskali miecze. Jeden z nich, ten wysoki i chudy, postąpił krok naprzód.

– Razem chłopaki, damy mu radę!

Jednak gdy Gorath ruszył na nich, Gosling i trzeci młodzian, o brązowych, kręconych włosach, nie wytrzymali nerwowo, odwrócili się i pognali do baszty na drugim końcu muru.

Wysoki złożył się pięknie do pchnięcia, widać było, że do jego edukacji należały zajęcia szermiercze i chłopak przykładał się do nich. Ale to nie był elegancki fechtunek w ogrodach ojca, tylko walka na śmierć i życie, brutalna i bez żadnych reguł. Gorath odbił wąski miecz tak mocno, że młody szermierz stracił na chwilę równowagę, zachwiał się, ale zdążył jeszcze rozpaczliwie uderzyć z góry na wściekle nacierającego półorka. Gorath przy­jął ten cios na skrzyżowane ostrza, wciąż prąc naprzód, niemal w biegu, popychając go, zmuszając do niewygodnego drobienia w tył, warcząc mu niezrozumiałe przekleństwa prosto w twarz. Wreszcie pchnął silnie, wyrzucając chłopaka kilka stóp poza krawędź muru. Młody arystokrata krzyknął krótko i poleciał w dół, znikając z pola widzenia.

Gorath nawet nie spojrzał za nim. Ruszył biegiem za Goslin­giem, kryjącym się właśnie w baszcie. Była w kiepskim stanie, mocno nadgryziona zębem czasu, prawdopodobnie w remoncie, sądząc po rozrzuconych dookoła narzędziach murarskich. Gorath był w połowie muru łączącego ją z tarasem, gdy dwaj pozostali przy życiu arystokraci zatrzasnęli drzwi wejściowe. Obok drzwi znajdowało się jednak wysokie okno wychodzące na dziedziniec, do wnętrza zamku, zabite niedbale deskami. Wiedziony furią półork skoczył wprost przez nie, rozbijając drewno, wpadł do ciemnego wnętrza na jednego z młodzieńców. Był to Gosling.

Wciąż warcząc wściekle, Gorath porzucił broń w ciasnej przestrzeni, chwycił obydwiema dłońmi twarz księcia, grzmot­nął czołem w usta, odrzucił z mocą na ścianę. Poczuł, jak ostrze miecza ześlizguje się po jego kolczudze, rani w bok tam, gdzie metal nie osłaniał już ciała. To ten drugi, kędzierzawy, z krótkim mieczem w dłoni i przerażeniem w oczach. Gorath chwycił jego rękę w dwie swoje, szarpnął. Młodzian uderzył go drugą pięścią w szczękę, ale półork prawie tego nie poczuł. Szarpnął jeszcze raz, mocniej, aż trzasnęła łamana kość. Młodzian wrzasnął, gdy Gorath uniósł go i cisnął o podłogę, potem nie wydał już żadne­go dźwięku, jego twarz, raz po raz wbijana obcasem w posadzkę, przestawała przypominać ludzką.

Gosling wytoczył się z baszty przez wybite okno. Gorath ruszył za nim. Furia już się wypalała, zaczynał spoglądać na księ­cia chłodniejszym okiem. Z jego pokrytej krwią twarzy znikł pogardliwy uśmieszek, oczy nie spoglądały już bez zainteresowa­nia, teraz wyzierały z nich przerażenie i groza. Cofnął się pod sam mur, do blanek, oparł się o nie, ale nie spojrzał w dół, nie odrywał oczu od półorka.

– Nie… nie zbliżaj się! Zaczekaj! Poddaję się – wybełkotał z trudem przez rozbite usta. – Chcieliście mnie na zakładnika! Poddaję się, słyszysz?!

DARMOWA WYSYŁKA
dla zamówień powyżej 150 zł

Polecane produkty