Zamawiając tutaj, otrzymujesz książkę z dedykacją od autora.
Rzuć wszystko i wyprowadź się w Bieszczady. Jak się okazuje, jest to maksyma, którą może pokierować się nawet wampir.
+ koszty wysyłki
Czas realizacji zamówienia 2-4 dni robocze
Rzuć wszystko i wyprowadź się w Bieszczady. Jak się okazuje, jest to maksyma, którą może pokierować się nawet wampir.
Konrad jest krwiopijcą, nieśmiertelną istotą nocy. Męczony przez resztki sumienia wyprowadza się w Bieszczady, by egzystować w spokoju jak najdalej od pokus żywienia się ludzką krwią. Nieznośne pragnienie i nawracające koszmary nie ułatwiają mu tego zadania, podobnie jak wścibscy sąsiedzi.
Odludny azyl krwiopijcy zostaje naruszony, gdy na progu jego samotni staje barman i prosi o udzielenie pomocy ofiarom wypadku drogowego. Od tego momentu, wbrew sobie, Konrad zostaje wciągnięty w wir dziwnych i mrocznych wydarzeń. Nagle okazuje się, że demony przeszłości to jego najmniejszy problem…
Delirium to debiutancka powieść Jarosława Dobrowolskiego, która szturmem zdobyła serca czytelników. Chwalona za niezwykły klimat, humor oraz zwroty akcji. Rozbudowane postaci zaprezentowane przez autora stały się jego znakiem rozpoznawczym, a przystępny język oraz atmosfera napięcia i tajemnicy sprawiają, że pomimo sporej objętości czyta się ją jednym tchem.
Konrad zszedł po schodach i zbliżył się do rozbitego samochodu. Posiadał już pewne podejrzenia co do całej sytuacji, a teraz kiedy miał auto tylko dla siebie, postanowił nieco dokładniej mu się przyjrzeć.
Najpierw obszedł wrak dookoła. Pojazd był poobijany i co oczywiste – brudny. Maska wgięta z boku, zapewne od uderzenia o drzewo. Reflektory potłuczone. Przednia szyba zbita. Wszystko upstrzone skrzepami krwi i strzępami ciała zwierzęcia. Jeden bok powyginany i zarysowany – auto musiało koziołkować.
Pojazd nie był nowy. Nie dało się w nim znaleźć ani określić jakichś personalnych elementów właściciela. Ot drzewko zapachowe i nic więcej. Torebka, której zawartość walała się w po podłodze, została zabrana przez ekipę karetki. Auto posiadało lokalne tablice rejestracyjne.
Konrad otworzył drzwi kierowcy. Blacha zaskrzypiała, a zawiasy jęknęły. Odgarnął ręką szkło z siedzenia, lekko je odsunął, po czym zajął miejsce kierowcy. Położył dłonie na kierownicy i zamknął oczy. Siedział zupełnie nieruchomo. Wdychał powietrze, smakował zapachy i szukał.
Pod zamkniętymi powiekami ciemność wirowała w chaotycznym tańcu. Stanowiło to pewnego rodzaju mglistą barierę postrzegania, którą Konrad potrafił przebić, by rozszerzyć zmysły na to, co niedostrzegalne, niefizyczne. Poza ową zasłoną trwała walka między emanacjami wszystkiego co go otaczało. Zapachów, temperatur, echa emocji, myśli i wydarzeń. Jeżeli tylko dostatecznie mocno się skupił, potrafił wyczuć nie tylko to, co znajdowało się w jego otoczeniu, ale do pewnego stopnia to, co wydarzyło się nieco wcześniej. Martwi bowiem stali na granicy tego, co fizyczne i duchowe, funkcjonując nie do końca w świecie żywych i nie do końca w świecie martwych. Szczególnie intensywne wydarzenia zaś odciskały się na miejscach i przedmiotach, wisząc tam przez jakiś czas niczym zapach perfum w powietrzu.
Kiedyś przychodziło mu to z o wiele większą łatwością. Teraz musiał bardzo mocno się skupić, odsunąć na bok całą swoją żałosną fizyczność, by choćby musnąć to, co pozostało w tym samochodzie. Nawet ta odrobina okazała się dostatecznie wyraźna, aby odczytać ból. Nie był to ból czysto fizyczny. Nie było to nawet wspomnienie ani emanacja wydarzeń tej nocy. Wyczuł echo ogromnego cierpienia. Czegoś, co pozostaje z człowiekiem na dłużej i go prześladuje niczym złamane serce lub potrzaskane marzenia.
Otworzył oczy. Siedział jeszcze chwilę, analizując nachodzące go myśli. Czym było to przykre uczucie, tak wyraźnie przecież pochodzące od kobiety, która jeszcze przed chwilą ostatkami sił błagała, aby nie wzywać ratowników ani policji?
Poczuł nagle, że serce zaczyna mu łomotać. Spiął się, ponieważ to działo się tylko w sytuacjach, kiedy coś mu zagrażało. Usłyszał coś za sobą. Coś jakby szelest lub ledwie słyszalny szept. Ignorując ból pleców, odwrócił się, by zerknąć na siedzenie pasażera. Zamarł. Na tylnej kanapie było coś… ciemny, kłębiący się kształt bez wyraźnej formy. Emanował burzą emocji, która porażała niczym uderzenia pioruna pośrodku szalejącej nawałnicy.
Konrad wyskoczył z samochodu, prawie urywając drzwi kierowcy. Kolana odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na ziemię, lecz instynkt przetrwania przejął nad nim kontrolę. W panice odczołgał się kilka metrów, po czym odwrócił na plecy, żeby spojrzeć na samochód.
Pojazd stał pusty. Cichy i martwy. Drzwi kierowcy dyndały na jednym zawiasie, głucho pojękując. W nocnej ciszy był to jedyny słyszalny dźwięk.
Serce Konrada w końcu się uspokoiło, wróciło do naturalnego, cokolwiek zimnego stanu. Podniósł się z ziemi, czując, jak mięśnie pleców i kolana stawiają opór. Lekko szurając, zbliżył się do auta. Powoli i ostrożnie zajrzał na tylne siedzenie pojazdu. Pusto. Ani śladu po… czymkolwiek, co objawiło się przed chwilą.
Napięcie opadło. Przez moment Konrad rozważał sprawdzenie miejsca, gdzie musiał siedzieć chłopak. Szybko doszedł do wniosku, że nie ma na to zbytniej ochoty. Ogromne zmęczenie tępiło zmysły i powoli zaczynało panować nad jego ciałem. Pomimo chwilowego szoku oczy same się zamykały. Potrzebował odpocząć. Noc, miesiąc… rok, może dwa.
Nie zatrzaskując na wpół urwanych drzwi samochodu, powlókł się do domu. Wspiął się na schody i zamknął za sobą drzwi, pro forma przekręcając zasuwę. Ubawił się przy tym setnie. Zasuwa, artefakt dający śmiertelnym złudne poczucie bezpieczeństwa. Coś, co nie zatrzymałoby jego ani niczego czego on mógłby się obawiać.
A jednak zrobił to. Co więcej, z jakiegoś powodu wolał nie patrzeć na wrak. Obawiał się, że to, co widział, ciągle może tam być. Bał się, że jeżeli spojrzy, to zobaczy to tuż za drzwiami domu. Wściekłe, przerażające i głodne. Cokolwiek to było, nie miał teraz wystarczającej energii, by się z tym mierzyć. Może kiedyś, ale nie teraz. Nie w tym życiu.
Zasłonił okna. Nie miał już siły, żeby dowlec się do sypialni. Miękka otchłań fotela była ostatnim, co poczuł, kiedy odpłynął w niebyt… ku koszmarom.
Czas realizacji zamówienia 2-4 dni robocze
Z szacunku do autorek i autorów nie przyjmujemy propozycji wydawniczych. Służymy jednak wsparciem i wiedzą wszelkim osobom pragnącym rozpocząć przygodę twórcy niezależnego.